"Nie zauważyłam nawet kiedy Jasiek wrócił do domu. Nie przejmując się tym
co robię, wyszłam z domu. Byłam już koło ulicy gdy usłyszałam pisk
opon, który wyrwał mnie z otłumanienia myślowego."
(Perspektywa Jasia)
Zosia najwidoczniej mnie nie zauważyła. Chciałem do niej podejść i delikatnie zapytać co się stało lecz ona po prostu wyszła z domu. Nie wiedziałem o co jej chodzi, więc poszedłem za nią. Udało mi się złapać ją za rękę zanim weszła na jezdnię i potrącił ją samochód. Koleś za kierownicą dość ostro hamował, w sumie mu się nie dziwiłem. Kuźwa, co ją doprowadziło do czegoś takiego. Przeprosiłem faceta w aucie i zaprowadziłem Zosię z powrotem do domu. Podałem jej szklankę z wodą jednak za bardzo trzęsły jej się ręce, żeby ją ode mnie wziąć. Zacząłem myśleć, że to moja wina, kiedy Zosia nagle się odezwała:
-On mnie znalazł.- Nie wiedziałem o kogo chodzi, czułem jednak, że jest to bardzo istotne. Dziewczyna powoli się uspokoiła. Nie odzywaliśmy się do siebie przez jakiś czas. W końcu Zosia zaczęła mówić szybko, jakby bała się, że się rozmyśli.
-To zaczęło się trzy lata temu. Ja... się po prostu zakochałam. I on też coś do mnie czuł. Byliśmy razem dwa lata. Dowiedziałam się, że mnie zdradził, więc go zostawiłam. Po prawie roku nękania przez niego wyprowadziłam się stamtąd i zmieniłam numer. Minął miesiąc a on... jakoś dostał mój numer i do mnie napisał. Dzisiaj.- Po tym zaczęła płakać. Przytuliłem ją, żeby ją pocieszyć. Miała przerąbane z tym typkiem. Nie dziwiłem się już dlaczego tak zareagowała. Trzymałem ją w ramionach aż przestała płakać, może trochę dłużej. Nie przeszkadzało jej to. Po jakimś czasie Zosia zasnęła, więc żeby jej nie budzić wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej pokoju. Po chwili ktoś zapukał do drzwi, więc zszedłem by otworzyć drzwi. Jednak nie spodziewałem się zobaczyć tam Daniela.
-Siemka stary. Co tam u ciebie? Cieszę się, że jesteś w domu i nie muszę cię szukać po mieście.- Ten idiota działał mi na nerwy.
-Nikt cię tu nie zapraszał, więc zabieraj stąd swoją dupę.- Już chciałem zamknąć drzwi, gdy ten bezczelnie wszedł do mojego domu. Naprawdę mnie wkurwił.
-Powiedziałem, że masz wypierdalać. Czego w tym nie rozumiesz?- Chłopak nawet się nie odwrócił tylko poszedł schodami do góry.
(Perspektywa Zosi)
Chyba zasnęłam. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że jestem w swoim pokoju. "Pewnie Janek mnie tu przyniósł." pomyślałam. Gdy usłyszałam kroki na schodach usiadłam na łóżku i lekko się uśmiechnęłam. Chciałam podziękować Jaśkowi, że mnie wysłuchał. Uśmiech szybko znikł gdy w drzwiach zobaczyłam Daniela.
-Cześć kochanie. A co ty tu robisz?- Co on tu robi? Cholera. Co mam zrobić? Miałam za dużo myśli w głowie. Jedyne na co wpadłam rozsądnego to ucieczka. Ale gdzie skoro Daniel stoi w drzwiach? Byłam wystraszona. Chłopak powoli podszedł do łóżka, usiadł koło mnie i objął moje ramiona. Tego już było za wiele. Odepchnęłam go z całej siły, szybko wstałam i w drodze na korytarz zderzyłam się z Jankiem. Chciałam wiedzieć, co robi tu Daniel, o co chodzi, dlaczego wszedł o mojego pokoju. Jednak nie wydałam z siebie innego dźwięku niż szloch. Janek mnie przytulił i gniewnie spojrzał na Daniela.
-Co ty kurwa robisz? Wpraszasz mi się do chaty, szwędasz się jak u siebie a na koniec jeszcze dobierasz mi się do dziewczyny? Wypierdalaj stąd.- Byłam mu ogromnie wdzięczna. Zaraz, czy on nazwał mnie swoją dziewczyną?
-Haha, wybacz stary, ale po pierwsze jestem twoim kumplem a po drugie Zosia to MOJA dziewczyna.- Końcowe słowa bardzo zaakcentował. Wiedziałam do czego jest zdolny jak się wkurzy. Wiedziałam, że Daniel rzuci się na Janka i tak też zrobił. Ten jednak nie stracił zimnej krwi i zanim mój były w ogóle się do niego zbliżył by go uderzyć, walnął go pięścią w twarz. Krew pociekła Danielowi z nosa.
-Powiedziałem ci już. Wypierdalaj z mojego domu i odczep się od mojej dziewczyny.- Daniel już zbierał się do wyjścia gdy na progu dodał:
-Jeszcze zobaczysz! Pożałujesz, że chronisz tę szmatę!
niedziela, 31 maja 2015
wtorek, 26 maja 2015
Rozdział 8
"-Do szkoły cię nie zawiozę, do domu nie chcesz jechać, a więc zostaje tylko...-Urwał dając mi do zrozumienia co ma na myśli. Kiwnęłam głową pokazując, że się zgadzam."
Pojechaliśmy do niego do domu. Co prawda nie chciałam mu się narzucać, ale nie miałam innego wyjścia. Poza tym on to zaproponował. Jechaliśmy w ciszy. Całą drogę myślałam o tym co się stało. Cholera, zachowywałam się jak idiotka. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o fotel. Pozwoliłam moim myślom płynąc przez mój umysł. Czułam, że o czymś zapomniałam jednak nie mogłam wymyślić o czym. Dotknęłam dłonią medalionu na szyi, który dostałam od babci. Jasiek zatrzymał się pod swoim domem. Wysiadłam z auta i po przejściu progu od razu skierowałam się do pokoju, w którym miałam spać. Słyszałam jak chłopak krząta się jeszcze chwilę na dole, później idzie do swojego pokoju i kładzie się spać. Zaczynało już świtać i dlatego zamiast położyć się do łóżka wyszłam na balkon. Patrzyłam jak świat powoli budzi się do życia. W domu często tak robiłam, by nie słyszeć krzyków rodziców. Po jakimś czasie usnęłam na fotelu balkonowym. Jednak była to tylko krótka drzemka, ponieważ zbudziły mnie wibracje w telefonie. Popatrzyłam na wyświetlacz i zobaczyłam najpierw tylko jeden wyraz: "Ojciec". Później zwróciłam uwagę na "Odrzuć" i "Odbierz". Kliknęłam to pierwsze i wyłączyłam telefon. Ostatnie czego potrzebowałam to rozmowa z tym tyranem. Po tym zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę uda mi się uciec od mojej rodziny i przeszłości. Sama nie wiem kiedy łzy zaczęły spływać po moim policzku.
(Perspektywa Jasia)
Kiedy się obudziłem, czułem tępy ból głowy. Gdy poszedłem do kuchni, by wziąć leki, wyszedłem na chwilę na taras. Zrobiłem sobie spacer wokół ogrodu. Koło płotu popatrzyłem na balkon, na którym siedziała Zosia. Myślałem, że śpi, jednak po chwili zobaczyłem, że wyciera oczy rękawem. Domyśliłem się co to znaczy. Nigdy nie lubiłem patrzeć jak dziewczyna płacze. Jednak wiedziałem, że Zosia jest dość skryta, więc postanowiłem na razie jej o to nie pytać. Wróciłem do domu i zacząłem szykować śniadanie. Gdy kładłem kubki z kawą na stół, zauważyłem, że dostałem sms'a. Wkurzyłem się, gdy na wyświetlaczu pojawił się napis: "Masz nową wiadomość od: Daniel". Jak ten skurwisyn śmiał do mnie napisać. Rzuciłem telefonem o podłogę w chwili gdy Zosia zeszła po schodach. Chyba ją wystraszyłem. Nie miałem ochoty z nią przebywać, więc wyszedłem na taras. Trochę zajęło mi uspokojenie się. Tej dziewczynie należało się jakieś wyjaśnienie. Kuźwa. Odkąd dowiedziałem się, że Daniel jest szpiegiem, ciągle tak reaguje. "Musisz się ogarnąć" pomyślałem. Wróciłem do kuchni. Zastałem Zosię tak jak ją zostawiłem co mnie trochę zdziwiło.
-Coś się stało?-Zapytała i podniosła moją komórkę. Zacisnąłem pięści aż pobielały mi kostki. Dziewczyna to zauważyła, bo szybko dodała:
-Nie musisz odpowiadać. Możesz powiedzieć później jak będziesz gotowy.- Byłem jej wdzięczny, że nie naciska. Usiadła do stołu i upiła łyk kawy. Miała rozczochrane włosy spięte w kok, nie nałożyła makijażu i co ciężko było zauważyć, miała lekko podkrążone oczy. Mimo tego wyglądała bardzo ładnie. Usiadłem koło niej i zjadłem śniadanie. Dopiero po jakimś czasie byłem gotowy by przeczytać wiadomość od Daniela. Przeprosiłem Zosię i wyszedłem na taras. Na ekranie było napisane: " Masz 3 nowe wiadomości." Otworzyłem skrzynkę i zauważyłem sms'a od Artura, Daniela i od jakiegoś nieznanego numeru. Mój przyjaciel chciał się dowiedzieć, kiedy znowu idziemy na piwo. Szybko mu odpisałem, że ja na jakiś czas muszę spasować, ale spokojnie odrobimy to. Następna w kolejce była wiadomość Daniela. Pytał o naszą znajomość. Zapewniał, że już z tym wszystkim skończył itp. Każdy sms od niego wyglądał podobnie. Na koniec przeczytałem wiadomość od nieznanego nadawcy. Było tam tak napisane:
"Hej! :) Wiem dawno się nie odzywałam. Piszę, ponieważ niedługo wracam z Holandii. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że się u ciebie zatrzymam? Z góry przepraszam za kłopot i dzięki za pomoc. Mam u ciebie dług. Jakby co przyjadę w poniedziałek :) T.N.U.K. Keri :D".
Długo się zastanawiałem, kim jest Keri i co oznacza ten skrót. W końcu mi się przypomniało. T.N.U.K. znaczyło twoja najukochańsza kuzynka, a Klaudia całej rodzinie i znajomym kazała nazywać się właśnie Keri. Nie miałem z nią kontaktu od kilku lat. Ciekawe dlaczego postanowiła wrócić do Polski. Wróciłem i zobaczyłem Zosię, która wpatrywała się w telefon, który najwyraźniej wypadł jej z ręki.
(Perspektywa Zosi)
Jaś wyszedł do ogrodu a ja w tym czasie skończyłam jeść i posprzątałam po śniadaniu. Poszłam do pokoju, włączyłam na chwilę telefon i zeszłam z nim na dół. Oprócz kilkunastu połączeń od ojca nie zauważyłam nic ciekawego. Gy miałam z powrotem wyłączyć telefon dostałam wiadomość. Nie miałam zapisanego tego numeru, ale wydawał mi się znajomy.Treść była następująca:
"Cześć kochanie. Pamiętaj ja nigdy sobie ciebie nie odpuszczę. Kocha cię. Twój D." Po przeczytaniu tego upuściłam telefon, ale się tym nie przejęłam. Jak on mnie znalazł? Przecież mu nic nie mówiłam. Miałam miliony myśli. Nie zauważyłam nawet kiedy Jasiek wrócił do domu. Nie przejmując się tym co robię, wyszłam z domu. Byłam już koło ulicy gdy usłyszałam pisk opon, który wyrwał mnie z otłumanienia myślowego.
Pojechaliśmy do niego do domu. Co prawda nie chciałam mu się narzucać, ale nie miałam innego wyjścia. Poza tym on to zaproponował. Jechaliśmy w ciszy. Całą drogę myślałam o tym co się stało. Cholera, zachowywałam się jak idiotka. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o fotel. Pozwoliłam moim myślom płynąc przez mój umysł. Czułam, że o czymś zapomniałam jednak nie mogłam wymyślić o czym. Dotknęłam dłonią medalionu na szyi, który dostałam od babci. Jasiek zatrzymał się pod swoim domem. Wysiadłam z auta i po przejściu progu od razu skierowałam się do pokoju, w którym miałam spać. Słyszałam jak chłopak krząta się jeszcze chwilę na dole, później idzie do swojego pokoju i kładzie się spać. Zaczynało już świtać i dlatego zamiast położyć się do łóżka wyszłam na balkon. Patrzyłam jak świat powoli budzi się do życia. W domu często tak robiłam, by nie słyszeć krzyków rodziców. Po jakimś czasie usnęłam na fotelu balkonowym. Jednak była to tylko krótka drzemka, ponieważ zbudziły mnie wibracje w telefonie. Popatrzyłam na wyświetlacz i zobaczyłam najpierw tylko jeden wyraz: "Ojciec". Później zwróciłam uwagę na "Odrzuć" i "Odbierz". Kliknęłam to pierwsze i wyłączyłam telefon. Ostatnie czego potrzebowałam to rozmowa z tym tyranem. Po tym zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę uda mi się uciec od mojej rodziny i przeszłości. Sama nie wiem kiedy łzy zaczęły spływać po moim policzku.
(Perspektywa Jasia)
Kiedy się obudziłem, czułem tępy ból głowy. Gdy poszedłem do kuchni, by wziąć leki, wyszedłem na chwilę na taras. Zrobiłem sobie spacer wokół ogrodu. Koło płotu popatrzyłem na balkon, na którym siedziała Zosia. Myślałem, że śpi, jednak po chwili zobaczyłem, że wyciera oczy rękawem. Domyśliłem się co to znaczy. Nigdy nie lubiłem patrzeć jak dziewczyna płacze. Jednak wiedziałem, że Zosia jest dość skryta, więc postanowiłem na razie jej o to nie pytać. Wróciłem do domu i zacząłem szykować śniadanie. Gdy kładłem kubki z kawą na stół, zauważyłem, że dostałem sms'a. Wkurzyłem się, gdy na wyświetlaczu pojawił się napis: "Masz nową wiadomość od: Daniel". Jak ten skurwisyn śmiał do mnie napisać. Rzuciłem telefonem o podłogę w chwili gdy Zosia zeszła po schodach. Chyba ją wystraszyłem. Nie miałem ochoty z nią przebywać, więc wyszedłem na taras. Trochę zajęło mi uspokojenie się. Tej dziewczynie należało się jakieś wyjaśnienie. Kuźwa. Odkąd dowiedziałem się, że Daniel jest szpiegiem, ciągle tak reaguje. "Musisz się ogarnąć" pomyślałem. Wróciłem do kuchni. Zastałem Zosię tak jak ją zostawiłem co mnie trochę zdziwiło.
-Coś się stało?-Zapytała i podniosła moją komórkę. Zacisnąłem pięści aż pobielały mi kostki. Dziewczyna to zauważyła, bo szybko dodała:
-Nie musisz odpowiadać. Możesz powiedzieć później jak będziesz gotowy.- Byłem jej wdzięczny, że nie naciska. Usiadła do stołu i upiła łyk kawy. Miała rozczochrane włosy spięte w kok, nie nałożyła makijażu i co ciężko było zauważyć, miała lekko podkrążone oczy. Mimo tego wyglądała bardzo ładnie. Usiadłem koło niej i zjadłem śniadanie. Dopiero po jakimś czasie byłem gotowy by przeczytać wiadomość od Daniela. Przeprosiłem Zosię i wyszedłem na taras. Na ekranie było napisane: " Masz 3 nowe wiadomości." Otworzyłem skrzynkę i zauważyłem sms'a od Artura, Daniela i od jakiegoś nieznanego numeru. Mój przyjaciel chciał się dowiedzieć, kiedy znowu idziemy na piwo. Szybko mu odpisałem, że ja na jakiś czas muszę spasować, ale spokojnie odrobimy to. Następna w kolejce była wiadomość Daniela. Pytał o naszą znajomość. Zapewniał, że już z tym wszystkim skończył itp. Każdy sms od niego wyglądał podobnie. Na koniec przeczytałem wiadomość od nieznanego nadawcy. Było tam tak napisane:
"Hej! :) Wiem dawno się nie odzywałam. Piszę, ponieważ niedługo wracam z Holandii. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że się u ciebie zatrzymam? Z góry przepraszam za kłopot i dzięki za pomoc. Mam u ciebie dług. Jakby co przyjadę w poniedziałek :) T.N.U.K. Keri :D".
Długo się zastanawiałem, kim jest Keri i co oznacza ten skrót. W końcu mi się przypomniało. T.N.U.K. znaczyło twoja najukochańsza kuzynka, a Klaudia całej rodzinie i znajomym kazała nazywać się właśnie Keri. Nie miałem z nią kontaktu od kilku lat. Ciekawe dlaczego postanowiła wrócić do Polski. Wróciłem i zobaczyłem Zosię, która wpatrywała się w telefon, który najwyraźniej wypadł jej z ręki.
(Perspektywa Zosi)
Jaś wyszedł do ogrodu a ja w tym czasie skończyłam jeść i posprzątałam po śniadaniu. Poszłam do pokoju, włączyłam na chwilę telefon i zeszłam z nim na dół. Oprócz kilkunastu połączeń od ojca nie zauważyłam nic ciekawego. Gy miałam z powrotem wyłączyć telefon dostałam wiadomość. Nie miałam zapisanego tego numeru, ale wydawał mi się znajomy.Treść była następująca:
"Cześć kochanie. Pamiętaj ja nigdy sobie ciebie nie odpuszczę. Kocha cię. Twój D." Po przeczytaniu tego upuściłam telefon, ale się tym nie przejęłam. Jak on mnie znalazł? Przecież mu nic nie mówiłam. Miałam miliony myśli. Nie zauważyłam nawet kiedy Jasiek wrócił do domu. Nie przejmując się tym co robię, wyszłam z domu. Byłam już koło ulicy gdy usłyszałam pisk opon, który wyrwał mnie z otłumanienia myślowego.
poniedziałek, 18 maja 2015
INFORMACJA!!!
Tylko tak dla informacji założyłam Ask'a, więc jeżeli ktoś chce się dowiedzieć kiedy dodam nowy rodział niech pisze :)
http://ask.fm/WulkannaXD
http://ask.fm/WulkannaXD
czwartek, 14 maja 2015
Rozdział 7
"Uśmiechnąłem się, gdy po chwili jazdy Zosia z niepokojem powiedziała:
-Jaś, ale... szpital jest w drugą stronę. Musisz zawrócić."
Mimo protestów Zosi nadal jechałem w stronę przeciwną do szpitala. Po kilku minutach zatrzymałem samochód na jakimś pustkowiu.
-Słuchaj tu jesteśmy sami i nikt cię nie ukarze za to co powiesz. Chcę byś szczerze odpowiedziała na moje pytanie.
-Spróbuję.-W jej głosie słyszałem wahanie.
-To wszystko przeze mnie?- Widziałem zdziwienie na jej twarzy, więc zanim pomyślałem zacząłem wyjaśniać:
-Dałem ci leki uspokajające o działaniu podobnym jak narkotyki. Moi znajomi to wykorzystali i zabrali cię do klubu, gdzie zrobili z ciebie striptizerkę. To wszystko była moja wina. A czy to też jest z mojego powodu?- Pokazałem na jej siniaki. Gdy skończyłem uświadomiłem sobie, że właśnie wyznałem jej całą prawdę. Zobaczyłem łzy w oczach Zosi. Byłem zły na siebie, że jej to wszystko powiedziałem, ale miała prawo znać prawdę. Chciała wysiąść z samochodu, a ja jej nie zatrzymywałem. Zasłużyłem na taką odpowiedź. W końcu to przeze mnie Zosia jest w takim stanie. Po chwili jednak zamknęła drzwi i usiadła z powrotem. Musiała zobaczyć moje zdziwienie, bo lekko się uśmiechnęła.
-Akurat to co mam na twarzy nie jest twoją winą tylko..-Przerwała niepewnie.
-Chodzi o rodziców?-Zapytałem powoli nie chcąc jej urazić.
-Tak, ale nie chcę o tym mówić. Nie teraz.
-Rozumiem. Powiesz jak będziesz gotowa.- Uśmiechnąłem się, żeby pokazać, że nie chcę robić nic wbrew jej woli. Już miałem odpalić auto, gdy poczułem uderzenie w policzek. Zosia patrzyła przed siebie.
-To za to, że mnie porwałeś.- Rozumiałem jej oburzenie. Odpaliłem auto i zwolniłem hamulec, gdy Zosia delikatnie pocałowała mnie w policzek, w który chwilę wcześniej uderzyła.
-A to za to, że mi pomagasz.- Uśmiechnęła się i zarumieniła. Nie wiedziałem co powiedzieć. Bardzo zaskoczyło mnie to co zrobiła Zosia. Widząc moje zdziwienie, speszyła się i szybko powiedziała:
-Ja..Przepraszam. Nie chciałam...-I przerwała, patrząc na mnie przepraszająco.
-Nic się nie stało.- Uśmiechnąłem się i zacząłem jechać w stronę szpitala. Nadal myślałem o tym co się stało. W samochodzie przez długi czas panowała cisza.
-Gniewasz się?- Spytała Zosia, widocznie zdenerwowana.
-Spokojnie, nie gniewam się.- Kolejny raz się uśmiechnąłem, żeby się rozchmurzyła. Po długiej jeździe, w końcu zatrzymałem się na parkingu obok szpitala i pomogłem wysiąść dziewczynie. Razem poszliśmy do budynku. Doktor dyżurujący nie był zbytnio przekonany co do wersji wydarzeń, ale po pewnym czasie poddał się i zbadał Zosię. Trochę to zajęło. Na szczęście nie było jej nic poważnego. Dostała tylko jakąś maść na siniaki i wyszliśmy ze szpitala. Na dworze było chłodno i dziewczyna trzęsła się z zimna. Oddałem jej swoją kurtkę, za którą podziękowała skinieniem głowy. Od rozmowy z lekarzem się nie odzywała. Trochę mnie to martwiło, bo wydawała się smutna a ja nie wiedziałem co zrobić. Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera. Usiadła i patrzyła przez szybę. Sam zająłem miejsce za kierownicą.
(Perspektywa Zosi)
-Dokąd mam cię zawieźć?- Jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. Od rozmowy z lekarzem ciągle myślałam o rodzinie. Gdy wyszliśmy ze szpitala zaczęłam myśleć o tym co stało się niedawno w aucie. Nie był zły, że go pocałowałam, ale czuł się zakłopotany. Mimo, że próbował do ukryć, dało się to wyczuć. Nie wiedziałam co odpowiedzieć na jego pytanie.
-Halo, Zosia? Coś się stało?
-N-nie wszystko w porządku...
-Powiesz mi dokąd mam cię zawieźć?
-Nie wiem.. Nie chcę wracać do domu..- Widział to chyba w moim spojrzeniu, że wolałabym jechać gdziekolwiek byle nie do domu.
-Masz jakieś koleżanki?- Spytał niepewnie, żeby mnie nie urazić. Doceniałam jego starania.
-Nie, niestety nie.. W sumie znam tutaj tylko moją rodzinę, nauczycieli... No i ciebie.- Lekko się uśmiechnęłam wypowiadając ostatnie słowa.
-No do szkoły cię nie zawiozę, do domu nie chcesz jechać, więc zostaje tylko...- Urwał, żeby dać mi do zrozumienia, co ma na myśli. Kiwnęłam lekko głową na zgodę.
-Jaś, ale... szpital jest w drugą stronę. Musisz zawrócić."
Mimo protestów Zosi nadal jechałem w stronę przeciwną do szpitala. Po kilku minutach zatrzymałem samochód na jakimś pustkowiu.
-Słuchaj tu jesteśmy sami i nikt cię nie ukarze za to co powiesz. Chcę byś szczerze odpowiedziała na moje pytanie.
-Spróbuję.-W jej głosie słyszałem wahanie.
-To wszystko przeze mnie?- Widziałem zdziwienie na jej twarzy, więc zanim pomyślałem zacząłem wyjaśniać:
-Dałem ci leki uspokajające o działaniu podobnym jak narkotyki. Moi znajomi to wykorzystali i zabrali cię do klubu, gdzie zrobili z ciebie striptizerkę. To wszystko była moja wina. A czy to też jest z mojego powodu?- Pokazałem na jej siniaki. Gdy skończyłem uświadomiłem sobie, że właśnie wyznałem jej całą prawdę. Zobaczyłem łzy w oczach Zosi. Byłem zły na siebie, że jej to wszystko powiedziałem, ale miała prawo znać prawdę. Chciała wysiąść z samochodu, a ja jej nie zatrzymywałem. Zasłużyłem na taką odpowiedź. W końcu to przeze mnie Zosia jest w takim stanie. Po chwili jednak zamknęła drzwi i usiadła z powrotem. Musiała zobaczyć moje zdziwienie, bo lekko się uśmiechnęła.
-Akurat to co mam na twarzy nie jest twoją winą tylko..-Przerwała niepewnie.
-Chodzi o rodziców?-Zapytałem powoli nie chcąc jej urazić.
-Tak, ale nie chcę o tym mówić. Nie teraz.
-Rozumiem. Powiesz jak będziesz gotowa.- Uśmiechnąłem się, żeby pokazać, że nie chcę robić nic wbrew jej woli. Już miałem odpalić auto, gdy poczułem uderzenie w policzek. Zosia patrzyła przed siebie.
-To za to, że mnie porwałeś.- Rozumiałem jej oburzenie. Odpaliłem auto i zwolniłem hamulec, gdy Zosia delikatnie pocałowała mnie w policzek, w który chwilę wcześniej uderzyła.
-A to za to, że mi pomagasz.- Uśmiechnęła się i zarumieniła. Nie wiedziałem co powiedzieć. Bardzo zaskoczyło mnie to co zrobiła Zosia. Widząc moje zdziwienie, speszyła się i szybko powiedziała:
-Ja..Przepraszam. Nie chciałam...-I przerwała, patrząc na mnie przepraszająco.
-Nic się nie stało.- Uśmiechnąłem się i zacząłem jechać w stronę szpitala. Nadal myślałem o tym co się stało. W samochodzie przez długi czas panowała cisza.
-Gniewasz się?- Spytała Zosia, widocznie zdenerwowana.
-Spokojnie, nie gniewam się.- Kolejny raz się uśmiechnąłem, żeby się rozchmurzyła. Po długiej jeździe, w końcu zatrzymałem się na parkingu obok szpitala i pomogłem wysiąść dziewczynie. Razem poszliśmy do budynku. Doktor dyżurujący nie był zbytnio przekonany co do wersji wydarzeń, ale po pewnym czasie poddał się i zbadał Zosię. Trochę to zajęło. Na szczęście nie było jej nic poważnego. Dostała tylko jakąś maść na siniaki i wyszliśmy ze szpitala. Na dworze było chłodno i dziewczyna trzęsła się z zimna. Oddałem jej swoją kurtkę, za którą podziękowała skinieniem głowy. Od rozmowy z lekarzem się nie odzywała. Trochę mnie to martwiło, bo wydawała się smutna a ja nie wiedziałem co zrobić. Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera. Usiadła i patrzyła przez szybę. Sam zająłem miejsce za kierownicą.
(Perspektywa Zosi)
-Dokąd mam cię zawieźć?- Jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. Od rozmowy z lekarzem ciągle myślałam o rodzinie. Gdy wyszliśmy ze szpitala zaczęłam myśleć o tym co stało się niedawno w aucie. Nie był zły, że go pocałowałam, ale czuł się zakłopotany. Mimo, że próbował do ukryć, dało się to wyczuć. Nie wiedziałam co odpowiedzieć na jego pytanie.
-Halo, Zosia? Coś się stało?
-N-nie wszystko w porządku...
-Powiesz mi dokąd mam cię zawieźć?
-Nie wiem.. Nie chcę wracać do domu..- Widział to chyba w moim spojrzeniu, że wolałabym jechać gdziekolwiek byle nie do domu.
-Masz jakieś koleżanki?- Spytał niepewnie, żeby mnie nie urazić. Doceniałam jego starania.
-Nie, niestety nie.. W sumie znam tutaj tylko moją rodzinę, nauczycieli... No i ciebie.- Lekko się uśmiechnęłam wypowiadając ostatnie słowa.
-No do szkoły cię nie zawiozę, do domu nie chcesz jechać, więc zostaje tylko...- Urwał, żeby dać mi do zrozumienia, co ma na myśli. Kiwnęłam lekko głową na zgodę.
poniedziałek, 4 maja 2015
Rozdział 6
"Na szczęście okno było uchylone. Cicho je otworzyłem i wszedłem do
pokoju. Widok, jaki tam zastałem, wiedziałem, że będę mieć przed oczami
do końca mojego życia."
W blasku księżyca widziałem twarz Zosi. Była cała w siniakach, spuchnięta. Widać było, że została pobita. Miałem w tamtym momencie za dużo myśli, więc postanowiłem ją obudzić. Najpierw lekko ją poruszyłem. Kiedy widziałem, że nie chce się obudzić zacząłem do niej mówić.
-Zosia obudź się. Zosia.- Mówiłem tak przez jakiś czas. Trochę zajęło zanim dziewczyna się ocknęła. Po niedługim czasie otworzyła oczy.
-Zosia, co ci się stało?- Chyba jeszcze nie do końca się wybudziła by odpowiedzieć na moje pytanie. Jednak czułem się lepiej jak się ocknęła. Lubiłem z nią przebywać. Sam nie wiedziałem dlaczego. Tak po prostu. Jednak widząc jej twarz, która pokazywała przemoc rodzinną w tym domu, musiałem coś zrobić. Cholera. Chyba się o nią martwiłem.
(Perspektywa Zosi)
Razem z matką wróciłyśmy do domu. Ojciec już o wszystkim wiedział. Gdy weszłyśmy do domu zaczęła się kłótnia. Oboje byli bardzo zdenerwowani. Zaczęłam się ich bać. Najgorsze było to, że nie rozumiałam, o jaki klub i o jaki striptiz im chodzi. Jednak nie odważyłabym się zapytać. Kiedy skończyli krzyczeć matka podeszła do mnie i uderzyła mnie kilka razy w twarz. Mimo starań zaczęłam płakać z bólu, okazując tym swoją słabość. Ojca zaczął drażnić mój płacz. Po chwili poczułam mocne uderzenie w skroń. Niekontrolowanie krzyknęłam z bólu i uciekłam do swojego pokoju. Płakałam bardzo długo. Sama nie wiem ile. Słyszałam jeszcze głośną rozmowę rodziców, później zgasły światła. Zaczęłam powoli się uspokajać kiedy nie było już nic. Zasnęłam.
***
Poczułam, że ktoś mnie szturcha. Nie chciałam się obudzić. Myślałam, że to moja matka, że znowu przyszła mnie uderzyć. Otworzyłam powoli oczy dopiero, gdy usłyszałam głos Janka.
-Zosia, co ci się stało?- Nie rozumiałam o co mu chodzi. Bardzo powoli wstałam. Nie przywykłam do budzenia w nocy. Podeszłam do lustra i dotknęłam twarzy. Zdarzenia z przed kilku godzin wróciły. Wróciła każda sekunda tego, jak mnie bili. Głowa mnie bolała, ale nie chciałam dać po sobie tego poznać.
-To nic poważnego.- Chciałam go uspokoić uśmiechem, ale nie udało mi się zdobyć na więcej niż grymas, co było widać w jego oczach.
-Zbieraj się, jedziemy do szpitala.-Przestraszyłam się jak to powiedział i przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć.
-Nie.- Zaczęłam protestować.-Nigdzie nie jedziemy.- Co miałabym powiedzieć lekarzom? Że rodzice mnie pobili? Bałam się powiedzieć te myśli na głos, w towarzystwie Jasia.
-Bez gadania, jedziemy.-Moje protesty okazały się bezsensowne. Podeszłam do szafy, wyjęłam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Tam się przebrałam i wyszłam. Jasiek miał bardzo poważną minę. Czy on się o mnie martwi? Odsunęłam tę myśl. Nie chciałam jechać do szpitala.
-Jasiek, ale co ja im powiem?
-Nie wiem, ale musisz tam pojechać.- Jego powaga była niezachwialna. Zakręciło mi się w głowie i poczułam ból w miejscu, gdzie uderzył mnie ojciec. Usiadłam na łóżku. Myślałam co miałabym powiedzieć lekarzom. Wymyśliłam wymówkę, ale teraz trzeba było do niej przekonać chłopaka.
-Co mam powiedzieć lekarzom?-Zapytałam, mając pomysł w głowie.
-Prawdę.-Powiedział po prostu.-No chyba, że masz lepszy pomysł.
-Powiem, że spadłam w szpilkach ze schodów, a ty to potwierdzisz.
-Chcesz żebym dla ciebie kłamał?
-Tak.-Uśmiechnęłam się i lekko zarumieniłam.
-Dla ciebie skłamię, że spadłaś ze schodów.-Zaczął się ze mnie nabijać.- Szkoda tylko, że twoja twarz mówi coś innego. Ty chyba nie umiesz kłamać.- Uśmiechnął się. Mimo woli musiałam mu przyznać, że ma rację. Kurdę co się za mną działo? Kiedy patrzyłam jak się uśmiechał to od razu też chciałam się uśmiechnąć. On miał coś w sobie, coś, co mnie przyciągało i sprawiało, że byłam radosna.
-Dobra masz dwa wyjścia: albo jedziesz do szpitala, albo jedziesz do mnie.-Powiedział to na jednym tchu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie chciałam iść do szpitala. Chciałam mieć go przy sobie, ale nie chciałam na nim żerować.
-A może zostanę w domu?-Zapytałam, śmiejąc się jednocześnie.
-Możesz.-Zatkało mnie jak to usłyszałam. Chciałam, by nikt się nie dowiedział, co się dzieje w mojej rodzinie.- Ale najpierw do szpitala.-Kurdę a już myślałam, że obejdzie się bez tego.
-Dobrze najpierw szpital, ale potwierdzasz wersję ze schodami.
-Zastanowię się.- Zaśmiał się. W odpowiedzi tylko rzuciłam w niego poduszką.
(Perspektywa Jasia)
Zaśmiałem się i dostałem za to poduszką.
-A to za co? W sumie nie ważne. Musimy jechać.
-Dobrze.-Wstała i podeszła do okna. Trochę nam zajęło zejście z balkonu. Zeszliśmy z trudem na ziemię. Zaprowadziłem Zosię do auta i otworzyłem jej drzwi od strony pasażera. Gdy wsiadła zająłem miejsce za kierownicą, odpaliłem auto i ruszyłem. Uśmiechnąłem się, kiedy Zosia powiedziała:
-Jaś ale.. szpital jest w drugą stronę. Musisz zawrócić.
W blasku księżyca widziałem twarz Zosi. Była cała w siniakach, spuchnięta. Widać było, że została pobita. Miałem w tamtym momencie za dużo myśli, więc postanowiłem ją obudzić. Najpierw lekko ją poruszyłem. Kiedy widziałem, że nie chce się obudzić zacząłem do niej mówić.
-Zosia obudź się. Zosia.- Mówiłem tak przez jakiś czas. Trochę zajęło zanim dziewczyna się ocknęła. Po niedługim czasie otworzyła oczy.
-Zosia, co ci się stało?- Chyba jeszcze nie do końca się wybudziła by odpowiedzieć na moje pytanie. Jednak czułem się lepiej jak się ocknęła. Lubiłem z nią przebywać. Sam nie wiedziałem dlaczego. Tak po prostu. Jednak widząc jej twarz, która pokazywała przemoc rodzinną w tym domu, musiałem coś zrobić. Cholera. Chyba się o nią martwiłem.
(Perspektywa Zosi)
Razem z matką wróciłyśmy do domu. Ojciec już o wszystkim wiedział. Gdy weszłyśmy do domu zaczęła się kłótnia. Oboje byli bardzo zdenerwowani. Zaczęłam się ich bać. Najgorsze było to, że nie rozumiałam, o jaki klub i o jaki striptiz im chodzi. Jednak nie odważyłabym się zapytać. Kiedy skończyli krzyczeć matka podeszła do mnie i uderzyła mnie kilka razy w twarz. Mimo starań zaczęłam płakać z bólu, okazując tym swoją słabość. Ojca zaczął drażnić mój płacz. Po chwili poczułam mocne uderzenie w skroń. Niekontrolowanie krzyknęłam z bólu i uciekłam do swojego pokoju. Płakałam bardzo długo. Sama nie wiem ile. Słyszałam jeszcze głośną rozmowę rodziców, później zgasły światła. Zaczęłam powoli się uspokajać kiedy nie było już nic. Zasnęłam.
***
Poczułam, że ktoś mnie szturcha. Nie chciałam się obudzić. Myślałam, że to moja matka, że znowu przyszła mnie uderzyć. Otworzyłam powoli oczy dopiero, gdy usłyszałam głos Janka.
-Zosia, co ci się stało?- Nie rozumiałam o co mu chodzi. Bardzo powoli wstałam. Nie przywykłam do budzenia w nocy. Podeszłam do lustra i dotknęłam twarzy. Zdarzenia z przed kilku godzin wróciły. Wróciła każda sekunda tego, jak mnie bili. Głowa mnie bolała, ale nie chciałam dać po sobie tego poznać.
-To nic poważnego.- Chciałam go uspokoić uśmiechem, ale nie udało mi się zdobyć na więcej niż grymas, co było widać w jego oczach.
-Zbieraj się, jedziemy do szpitala.-Przestraszyłam się jak to powiedział i przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć.
-Nie.- Zaczęłam protestować.-Nigdzie nie jedziemy.- Co miałabym powiedzieć lekarzom? Że rodzice mnie pobili? Bałam się powiedzieć te myśli na głos, w towarzystwie Jasia.
-Bez gadania, jedziemy.-Moje protesty okazały się bezsensowne. Podeszłam do szafy, wyjęłam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Tam się przebrałam i wyszłam. Jasiek miał bardzo poważną minę. Czy on się o mnie martwi? Odsunęłam tę myśl. Nie chciałam jechać do szpitala.
-Jasiek, ale co ja im powiem?
-Nie wiem, ale musisz tam pojechać.- Jego powaga była niezachwialna. Zakręciło mi się w głowie i poczułam ból w miejscu, gdzie uderzył mnie ojciec. Usiadłam na łóżku. Myślałam co miałabym powiedzieć lekarzom. Wymyśliłam wymówkę, ale teraz trzeba było do niej przekonać chłopaka.
-Co mam powiedzieć lekarzom?-Zapytałam, mając pomysł w głowie.
-Prawdę.-Powiedział po prostu.-No chyba, że masz lepszy pomysł.
-Powiem, że spadłam w szpilkach ze schodów, a ty to potwierdzisz.
-Chcesz żebym dla ciebie kłamał?
-Tak.-Uśmiechnęłam się i lekko zarumieniłam.
-Dla ciebie skłamię, że spadłaś ze schodów.-Zaczął się ze mnie nabijać.- Szkoda tylko, że twoja twarz mówi coś innego. Ty chyba nie umiesz kłamać.- Uśmiechnął się. Mimo woli musiałam mu przyznać, że ma rację. Kurdę co się za mną działo? Kiedy patrzyłam jak się uśmiechał to od razu też chciałam się uśmiechnąć. On miał coś w sobie, coś, co mnie przyciągało i sprawiało, że byłam radosna.
-Dobra masz dwa wyjścia: albo jedziesz do szpitala, albo jedziesz do mnie.-Powiedział to na jednym tchu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie chciałam iść do szpitala. Chciałam mieć go przy sobie, ale nie chciałam na nim żerować.
-A może zostanę w domu?-Zapytałam, śmiejąc się jednocześnie.
-Możesz.-Zatkało mnie jak to usłyszałam. Chciałam, by nikt się nie dowiedział, co się dzieje w mojej rodzinie.- Ale najpierw do szpitala.-Kurdę a już myślałam, że obejdzie się bez tego.
-Dobrze najpierw szpital, ale potwierdzasz wersję ze schodami.
-Zastanowię się.- Zaśmiał się. W odpowiedzi tylko rzuciłam w niego poduszką.
(Perspektywa Jasia)
Zaśmiałem się i dostałem za to poduszką.
-A to za co? W sumie nie ważne. Musimy jechać.
-Dobrze.-Wstała i podeszła do okna. Trochę nam zajęło zejście z balkonu. Zeszliśmy z trudem na ziemię. Zaprowadziłem Zosię do auta i otworzyłem jej drzwi od strony pasażera. Gdy wsiadła zająłem miejsce za kierownicą, odpaliłem auto i ruszyłem. Uśmiechnąłem się, kiedy Zosia powiedziała:
-Jaś ale.. szpital jest w drugą stronę. Musisz zawrócić.
piątek, 1 maja 2015
Rozdział 5
,,Wziąłem Zosię pod rękę i pomogłem jej przejść przez las. Po tym co się stało cała lekko drżała, a przez wysiłek, jaki musiała włożyć w ucieczkę od tego typa, ciężko jej się szło."
Pomogłem jej wsiąść do auta. Nie wiedziałem, gdzie ona mieszka, więc zawiozłem ją do mojego domu. Widziałem, że Zosi jest ciężko, że jest bardzo zdenerwowana, więc podałem jej pudełko z lekami. W tym czasie poszedłem po szklankę wody. Jak wróciłem Zosia miała odlota. Chyba za dużo wzięła tych leków uspokajających. Siedziała na kanapie, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Kompletnie zapomniałem, że kumple mieli dzisiaj wpaść, żeby pójść ze mną na imprezie.
- Siema stary. To jak idziemy na tą imprezę?- Artur jak zwykle myślami był już wśród lasek na imprezie przy barze.
- Ja dzisiaj nie mogę.- powiedziałem, patrząc na Zosię.
-Stary, masz nową dupeczkę i się nie pochwaliłeś? Jaka jest?- Marcin swoją dociekliwością dorównywał Arturowi w podrywaniu.
-To niech ona po prostu pójdzie z nami.- Odezwał się Artur.
-Stary ona jest na chaju..
-To nawet lepiej. Będzie się lepiej bawić.- Marcin mi przerwał i podszedł do Zosi. Ta, która już była mocno wstawiona, wstała i podeszła do niego.
-No z taką laseczką to zrobimy wrażenie.- Nie chciałem, żeby chłopacy bawili się kosztem Zosi, ale co mogłem zrobić?
-Ehh no dobra niech wam będzie. Tylko łapy z dala od niej.- Nie wiem dlaczego, ale podobało mi się to jak myślą, że jestem z Zosią.
-Więc lecimy do klubu!- Obaj już wyszli. Ja pomogłem ubrać się Zosi i do nich dołączyliśmy. Nie wiedziałem co może z tego wyniknąć. Wsiedliśmy do jednego auta, ja prowadziłem chłopaki siedzieli z tyłu a Zosia koło mnie. Wkurzały mnie ciągle szepty i śmiech Artura i Marcina.
-Zamkniecie się?
-Tak. Stary a co jeśli wyślemy tą twoją panienkę na parkiet? Zobaczymy jak się sprawdzi.-Nic nie odpowiedziałem tylko zatrzymałem się przed klubem nocnym. Marcin wysiadł i zabrał Zosię na zaplecze. Miałem nadzieje, że nie zgodzi się na ten durny pomysł. Wchodząc do klubu wdziałem, że Artur już znalazł sobie towarzyszkę na ten wieczór. Usiadłem jak zwykle koło baru i zamówiłem piwo. Po chwili dołączył do mnie Marcin.
-I co?- Pytam kolegi, który od razu wziął sobie mocnego drinka.
-Zaraz zobaczysz.-Jego chytry uśmieszek zdradzał wszystko. Zosia zgodziła się na jego durny pomysł. Widząc Zosię w stroju striptizerki prawie udławiłem się piwem. Artur zniknął z jedną z tancerek w osobnym pokoju. Marcin nie mógł oderwać wzroku od Zosi i gdy ta zaczęła tańczyć krzyknął:
-Dalej mała! Pokaż co potrafisz!- Zosia uznała to chyba za zachętę i zaczęła się rozbierać. W tym momencie wyszedłem z sali. Złapałem pierwszą lepszą ładną dziewczynę i poszedłem z nią do pokoju. Musiałem się odstresować. Po wszystkim ubrałem się i wyszedłem z pokoju na salę. Nigdzie nie widziałem Zosi. Marcin mi tylko powiedział, że trochę wypiła, że się wyluzowała, że pewnie jest w łazience. Kiedy on poszedł zabawić się ze swoją "zdobyczą", zobaczyłem nieprzytomną Zosię. Podszedłem do niej i podniosłem ją. Zapłaciłem za siebie i za nie i wyszedłem z klubu. Położyłem ją na siedzeniu z tyłu i przykryłem kurtką. Mogłem jej pilnować a nie zabawiać się z pierwszą lepszą. Nie wiedziałem gdzie mieszka, więc nie mogłem jej odwieźć do domu. Postanowiłem, że zawiozę ją do siebie. Podczas jazdy cały czas patrzyłem we wsteczne lusterko, żeby zauważyć gdy Zosia się obudzi. Jednak przez całą drogę nic się nie zmieniło. Zaparkowałem przed domem, wysiadłem i zabrałem Zosię na ręce. Wszedłem z nią do domu i położyłem na kanapie. Sam usiadłem koło niej pijąc wodę. Po kilkunastu minutach Zosia zaczęła się budzić. Jednak chyba nadal działały na nią prochy, bo zaczęła się dziwnie zachowywać. Usiadła koło mnie i zaczęła mnie przytulać. Nie powiem, żeby mnie to nie kręciło, ale wolałem trzymać ją na dystans póki jest na chaju. Próbowała mnie kilka razy pocałować, ale za każdym razem udawało mi się do tego nie dopuścić. Zaczęła również majaczyć, że mnie kocha. Gdyby nie to, że wiedziałem w jakim jest stanie, mógłbym wziąć to na poważnie tylko dlatego, że była przy tym taka poważna. Stwierdziłem, że to odpowiedni moment, by czegoś się od niej dowiedzieć.
-Przed kim uciekałaś jak się pierwszy raz spotkaliśmy?- Zadawałem powoli to pytanie kilka razy. Zosia długo zastanawiała się nad odpowiedzią. w końcu wzruszyła tylko ramionami i powiedziała:
-Przed matką. Ona jest nieprzewidywalna.
-A mogłabys mi powiedzieć gdzie mieszkasz?
-Na osiedlu domków jednorodzinnych, numer 216.- Przynajmniej tyle udało mi się od niej dowiedzieć. Potem znowu zaczęła się do mnie kleić. Nagle zadzwonił jej telefon. Wiedziałem, że Zosia nie da rady rozmawiać, więc ja odebrałem, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem Mama.
-Zofia, gdziekolwiek jesteś masz NATYCHMIAST wracać do domu! Co ty w ogóle sobie wyobrażasz?! Nawet nie jesteś pełnoletnia a już pracujesz jako dziwka?! Moja znajoma pracuje w tym klubie i cię widziała, więc nie próbuj się tłumaczyć!-Była bardzo zdenerwowana. Bałem się jej przerwać, bo głos miała niecierpiący sprzeciwu.
-Ojciec się o wszystkim dowie jak tylko wróci. Im szybciej TY wrócisz tym lepiej dla ciebie!- Kiedy w końcu przestała mówić, by zaczerpnąć powietrza powiedziałem:
-Przepraszam, że pani przerywam, ale Jan przy telefonie. Pani córka jest u mnie i jest bezpieczna. Niestety aktualnie Zosia nie może wrócić do domu.
-Ty gówniarzu! Nie będziesz decydował o tym czy ta suka może wrócić do domu czy nie! Pozwę cię do sądu za przetrzymywanie oraz za zmuszanie mojej córki do striptizu!- Po tym się rozłączyła. Stałem z telefonem Zosi zastanawiając się, co musiała przechodzić ze swoją matką, skoro ja po jednej rozmowie miałem jej dość.
-Zosia, przebierz się w to.- Podałem jej rzeczy, które miała wcześniej na sobie. Musiałem zawieźć ją do domu. Dziewczyna posłusznie się przebrała. Nagle usłyszałem ryk silnika przed domem. Matka Zosi wparowała do mojego domu nawet nie pukając. Podeszła do córki. Na mnie spojrzała tylko przelotnie. W jej oczach widziałem czystą furię. Musiała zauważyć, że Zosia coś brała, bo siłą podniosła ją z kanapy i mimo protestów dziewczyny zabrała ją do samochodu. Słyszałem, jak auto odjeżdża z podjazdu. Automatycznie wziąłem kluczyki i pojechałem za nimi. Gdy zatrzymałem się, w domu słychać było krzyki matki i płacz Zosi. Nie mogłem tego słuchać. Po chwili myślałem, że wejdę tam i zabiorę ją, gdy usłyszałem krzyk Zosi. Tym razem z bólu. Później szybkie kroki i trzaśnięcie drzwi. Nie mogłem pozwolić na coś takiego. Mimo wszystko, ta dziewczyna nie zasługiwała na takie traktowanie. Poczekałem w aucie jeszcze około godziny, aż głosy w domu ucichły i zgasły światła. Wtedy wysiadłem i podszedłem do ogrodzenia. Bez trudu przeszedłem przez nie. Chodziłem dookoła domu, zastanawiając się, który pokój jest Zosi. W końcu, gdy znalazłem się w ogrodzie, zobaczyłem lekkie światło w pokoju z balkonem. Postanowiłem tam wejść. Ciężko było wspiąć się po drabince, która rozsypywała się przy każdym dotknięciu, jednak jakimś cudem znalazłem się na balkonie. Na szczęście okno było uchylone. Cicho je otworzyłem i wszedłem do pokoju. Widok, jaki tam zastałem, wiedziałem, że będę mieć przed oczami do końca mojego życia.
Pomogłem jej wsiąść do auta. Nie wiedziałem, gdzie ona mieszka, więc zawiozłem ją do mojego domu. Widziałem, że Zosi jest ciężko, że jest bardzo zdenerwowana, więc podałem jej pudełko z lekami. W tym czasie poszedłem po szklankę wody. Jak wróciłem Zosia miała odlota. Chyba za dużo wzięła tych leków uspokajających. Siedziała na kanapie, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Kompletnie zapomniałem, że kumple mieli dzisiaj wpaść, żeby pójść ze mną na imprezie.
- Siema stary. To jak idziemy na tą imprezę?- Artur jak zwykle myślami był już wśród lasek na imprezie przy barze.
- Ja dzisiaj nie mogę.- powiedziałem, patrząc na Zosię.
-Stary, masz nową dupeczkę i się nie pochwaliłeś? Jaka jest?- Marcin swoją dociekliwością dorównywał Arturowi w podrywaniu.
-To niech ona po prostu pójdzie z nami.- Odezwał się Artur.
-Stary ona jest na chaju..
-To nawet lepiej. Będzie się lepiej bawić.- Marcin mi przerwał i podszedł do Zosi. Ta, która już była mocno wstawiona, wstała i podeszła do niego.
-No z taką laseczką to zrobimy wrażenie.- Nie chciałem, żeby chłopacy bawili się kosztem Zosi, ale co mogłem zrobić?
-Ehh no dobra niech wam będzie. Tylko łapy z dala od niej.- Nie wiem dlaczego, ale podobało mi się to jak myślą, że jestem z Zosią.
-Więc lecimy do klubu!- Obaj już wyszli. Ja pomogłem ubrać się Zosi i do nich dołączyliśmy. Nie wiedziałem co może z tego wyniknąć. Wsiedliśmy do jednego auta, ja prowadziłem chłopaki siedzieli z tyłu a Zosia koło mnie. Wkurzały mnie ciągle szepty i śmiech Artura i Marcina.
-Zamkniecie się?
-Tak. Stary a co jeśli wyślemy tą twoją panienkę na parkiet? Zobaczymy jak się sprawdzi.-Nic nie odpowiedziałem tylko zatrzymałem się przed klubem nocnym. Marcin wysiadł i zabrał Zosię na zaplecze. Miałem nadzieje, że nie zgodzi się na ten durny pomysł. Wchodząc do klubu wdziałem, że Artur już znalazł sobie towarzyszkę na ten wieczór. Usiadłem jak zwykle koło baru i zamówiłem piwo. Po chwili dołączył do mnie Marcin.
-I co?- Pytam kolegi, który od razu wziął sobie mocnego drinka.
-Zaraz zobaczysz.-Jego chytry uśmieszek zdradzał wszystko. Zosia zgodziła się na jego durny pomysł. Widząc Zosię w stroju striptizerki prawie udławiłem się piwem. Artur zniknął z jedną z tancerek w osobnym pokoju. Marcin nie mógł oderwać wzroku od Zosi i gdy ta zaczęła tańczyć krzyknął:
-Dalej mała! Pokaż co potrafisz!- Zosia uznała to chyba za zachętę i zaczęła się rozbierać. W tym momencie wyszedłem z sali. Złapałem pierwszą lepszą ładną dziewczynę i poszedłem z nią do pokoju. Musiałem się odstresować. Po wszystkim ubrałem się i wyszedłem z pokoju na salę. Nigdzie nie widziałem Zosi. Marcin mi tylko powiedział, że trochę wypiła, że się wyluzowała, że pewnie jest w łazience. Kiedy on poszedł zabawić się ze swoją "zdobyczą", zobaczyłem nieprzytomną Zosię. Podszedłem do niej i podniosłem ją. Zapłaciłem za siebie i za nie i wyszedłem z klubu. Położyłem ją na siedzeniu z tyłu i przykryłem kurtką. Mogłem jej pilnować a nie zabawiać się z pierwszą lepszą. Nie wiedziałem gdzie mieszka, więc nie mogłem jej odwieźć do domu. Postanowiłem, że zawiozę ją do siebie. Podczas jazdy cały czas patrzyłem we wsteczne lusterko, żeby zauważyć gdy Zosia się obudzi. Jednak przez całą drogę nic się nie zmieniło. Zaparkowałem przed domem, wysiadłem i zabrałem Zosię na ręce. Wszedłem z nią do domu i położyłem na kanapie. Sam usiadłem koło niej pijąc wodę. Po kilkunastu minutach Zosia zaczęła się budzić. Jednak chyba nadal działały na nią prochy, bo zaczęła się dziwnie zachowywać. Usiadła koło mnie i zaczęła mnie przytulać. Nie powiem, żeby mnie to nie kręciło, ale wolałem trzymać ją na dystans póki jest na chaju. Próbowała mnie kilka razy pocałować, ale za każdym razem udawało mi się do tego nie dopuścić. Zaczęła również majaczyć, że mnie kocha. Gdyby nie to, że wiedziałem w jakim jest stanie, mógłbym wziąć to na poważnie tylko dlatego, że była przy tym taka poważna. Stwierdziłem, że to odpowiedni moment, by czegoś się od niej dowiedzieć.
-Przed kim uciekałaś jak się pierwszy raz spotkaliśmy?- Zadawałem powoli to pytanie kilka razy. Zosia długo zastanawiała się nad odpowiedzią. w końcu wzruszyła tylko ramionami i powiedziała:
-Przed matką. Ona jest nieprzewidywalna.
-A mogłabys mi powiedzieć gdzie mieszkasz?
-Na osiedlu domków jednorodzinnych, numer 216.- Przynajmniej tyle udało mi się od niej dowiedzieć. Potem znowu zaczęła się do mnie kleić. Nagle zadzwonił jej telefon. Wiedziałem, że Zosia nie da rady rozmawiać, więc ja odebrałem, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem Mama.
-Zofia, gdziekolwiek jesteś masz NATYCHMIAST wracać do domu! Co ty w ogóle sobie wyobrażasz?! Nawet nie jesteś pełnoletnia a już pracujesz jako dziwka?! Moja znajoma pracuje w tym klubie i cię widziała, więc nie próbuj się tłumaczyć!-Była bardzo zdenerwowana. Bałem się jej przerwać, bo głos miała niecierpiący sprzeciwu.
-Ojciec się o wszystkim dowie jak tylko wróci. Im szybciej TY wrócisz tym lepiej dla ciebie!- Kiedy w końcu przestała mówić, by zaczerpnąć powietrza powiedziałem:
-Przepraszam, że pani przerywam, ale Jan przy telefonie. Pani córka jest u mnie i jest bezpieczna. Niestety aktualnie Zosia nie może wrócić do domu.
-Ty gówniarzu! Nie będziesz decydował o tym czy ta suka może wrócić do domu czy nie! Pozwę cię do sądu za przetrzymywanie oraz za zmuszanie mojej córki do striptizu!- Po tym się rozłączyła. Stałem z telefonem Zosi zastanawiając się, co musiała przechodzić ze swoją matką, skoro ja po jednej rozmowie miałem jej dość.
-Zosia, przebierz się w to.- Podałem jej rzeczy, które miała wcześniej na sobie. Musiałem zawieźć ją do domu. Dziewczyna posłusznie się przebrała. Nagle usłyszałem ryk silnika przed domem. Matka Zosi wparowała do mojego domu nawet nie pukając. Podeszła do córki. Na mnie spojrzała tylko przelotnie. W jej oczach widziałem czystą furię. Musiała zauważyć, że Zosia coś brała, bo siłą podniosła ją z kanapy i mimo protestów dziewczyny zabrała ją do samochodu. Słyszałem, jak auto odjeżdża z podjazdu. Automatycznie wziąłem kluczyki i pojechałem za nimi. Gdy zatrzymałem się, w domu słychać było krzyki matki i płacz Zosi. Nie mogłem tego słuchać. Po chwili myślałem, że wejdę tam i zabiorę ją, gdy usłyszałem krzyk Zosi. Tym razem z bólu. Później szybkie kroki i trzaśnięcie drzwi. Nie mogłem pozwolić na coś takiego. Mimo wszystko, ta dziewczyna nie zasługiwała na takie traktowanie. Poczekałem w aucie jeszcze około godziny, aż głosy w domu ucichły i zgasły światła. Wtedy wysiadłem i podszedłem do ogrodzenia. Bez trudu przeszedłem przez nie. Chodziłem dookoła domu, zastanawiając się, który pokój jest Zosi. W końcu, gdy znalazłem się w ogrodzie, zobaczyłem lekkie światło w pokoju z balkonem. Postanowiłem tam wejść. Ciężko było wspiąć się po drabince, która rozsypywała się przy każdym dotknięciu, jednak jakimś cudem znalazłem się na balkonie. Na szczęście okno było uchylone. Cicho je otworzyłem i wszedłem do pokoju. Widok, jaki tam zastałem, wiedziałem, że będę mieć przed oczami do końca mojego życia.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)